niedziela, 19 stycznia 2014

Akt II

Scena pierwsza
Na scenie panuje bałagan. Wokoło stoją szafy, kufry i pudła wypchane ubraniami. Po środku tej całej meliny stoi mała, brzydka dziewczynka z dużym polem do popisu na czole (a nawet zamiast niego).
Peggy Brown: Witamy wszystkich w drugiej odsłonie naszej sztuki.
Bellaris: Pragniemy wam przedstawić naszą stałą bohaterkę. Mili państwo, poznajcie Czołg!
Dziewczę macha krzywą kończyną górną i uśmiecha się głupkowato, a połowa widowni zbliża się do wyjścia.
Czołg: Jestem Czołg, i że tak powiem, nie mam życia, ale za to jestem ładna.
Widownia wykrzykuje zgodne: „No chyba nie!”.
Czołg: Dziś przedstawię wam historię Izy, która była dziwką, przez co stała się moją idolką. Pragnę być taka jak ona, ale…
Peggy Brown: …nigdy nie będziesz…
Bellaris: …bo masz brzydki ryj.
Czołg: No dobra.
Wszyscy schodzą ze sceny. Kurtyna opada.

Scena druga
Podnosi się kurtyna. Ukazuje się długonoga blondynka w kabaretkach, szpilkach w panterkę, czerwonej mini i lateksowym czarnym topie. Na czole ma kartonik z napisem „Izabela”.
Iza: Kurde, też wymyśliłyście, ja przecież nie mam takiego wielkiego czoła jak Czołg! Ta kartka zakrywa mi oczy!
Nagle pojawia się Czołg, ale to nic dziwnego – ona zawsze pojawia się znikąd.
Czołg: O jejku, już nie przesadzaj! I tak jesteś dziwką, hehehe…
Peggy Brown: A ta se znowu hehehuje…
Iza: Ale przecież miało być o mnie! Ten głupi, stary Stach jest taki naiwny. Myśli, że ja go kocham, a lecę tylko na jego kasę!
Czołg: Hehehe…
Widownia wydaję z siebie cichy jęk zniecierpliwienia i frustracji.
Czołg: Oj, no dobra, przypomnijmy sobie jak to było z tą Izą i Stachem.
Scena trzecia
Przy szafie stoi Stach. Jest ubrany w prochowiec sięgający aż do ziemi, a w dłoni trzyma kapelusz w kolorze Suchej Krakowskiej. Patrzy smutnie na Izkę, która ogląda swoje dziwkowate kiecki.
Stach: Iza…
Iza: Co?
Stach: Gówno! Żartowałem… Kocham cię.
Iza: A ja cię nie.
Stach: To ja pójdę zarobić pieniądze.
Iza: No to narka.
Kilka lat później.
Stach wchodzi do pokoju w tym samym prochowcu na grzbiecie, a Izka dalej ogląda kiecki, ale jeszcze bardziej dziwkarskie niż tamte.
Stach: Iza…
Iza: Co?
Stach: Kocham cię.
Iza: A ja ciebie nie.
Stach: Ale ja zarobiłem dużo pieniędzy.
Iza rzuca się w ramiona mężczyzny.
Iza: Och, ależ ja cię kocham mój…
Stach: Jestem Stach.
Iza: …Stasiu!

Scena czwarta
Ruiny zamku w Przedsławku. Stach i Izabela przechadzają się po polach. Jest duże błoto, więc Staszek dobrodusznie niesie Izę na plecach. Ubrany jest oczywiście w ten sam prochowiec co zwykle.
Iza: Stachu, Stachu, bolą mnie nogi! Zatrzymaj się tutaj.
Stachu: WTF? Przecież siedzisz mi na plecach.
Iza: No właśnie. Masz strasznie niewygodne plecy. Chcę zejść!
Stachu: Ale ja cię nie puszczę! Za mocno cię kocham.
Iza: Jak mnie kochasz, to mnie puść!
Stach: No dobra, jak chcesz. Stach jebudu ją na ziemię. Iza wpada tyłkiem w błoto. Puściłem cię, chociaż ty sama robisz to przecież najlepiej.
Iza otrzepuje się z błota. Stach bierze ją za rękę i idą dalej.
Stach: Iza… A ty mnie kochasz?
Iza: Oczywiście, że kocham… twoje pieniądze. Przydadzą nam się na nowy dom.
Stach: A co z twoim kuzynem, Ochockim?
Iza: Dobry w łóżku, ale biedny… Cóż poradzić?
Stach: Ty mnie zdradzasz?
Iza: Ależ skąd! Ja tylko… prowadzę badania. Sprawdzam, czy stan majątkowy ma wpływ na długość męskiego przyrodzenia i czy jest jakaś różnica między szlachtą, a arystokracją. Ja specjalnej nie widzę… A z Ochockim cię nie zdradziłam, bo przecież 7 cm to jeszcze nie zdrada. Nawet nie usiłowanie… To w ogóle jest nic. Tak naobiecywał, nagadał, a jak przyszło co do czego…
 Na scenę wskakuje Czołg. Ręce ma spętane, nogi w zastygłym betonie, a z głowy wystaje jej metalowa strzała.
Czołg: Mnie się podobało! Był taaki czuły i kochany…
Iza: Przecież ty nie spałaś z Ochockim.
Czołg: Ale sobie wyobrażałam.
Iza: Weźcie ją stąd! Ja nie mogę pracować w takich warunkach! Zamknijcie ją w piwnicy albo nawet zakopcie, ale na co najmniej dwudziestu metrach głębokości. Nie chcę jej więcej widzieć!
Wkraczają dwaj panowie, każdy łapie Czołg za wszystkie trzy włosy i wyciągają ją za scenę. Dziewczyna coś krzyczy, ale kogo to obchodzi.
Stach: Więc jesteś mi wierna?
Iza: Raczej twojemu rachunkowi w banku, ale niech ci będzie. Jak sobie mój Pieniążek życzy.
Na scenę wchodzi Ochocki. Czule patrzy na Izę, a ona na niego. Stach tego nie zauważa, bo jest głupi.
Iza: Ale ma ocho… ocho… ocho…
Ochocki: Ochotę poszaleć na łączce. Znaczy na Łęckiej!
Stach jakby budzi się z letargu.
Stach: Jaka Łęcka? Co? Gdzie? Moje pieniądze! Moja Łęcka!
Ochocki: Ty się stary tak nie unoś, bo ci żyłka pęknie. Albo jakiegoś zawału dostaniesz.
Iza: Poczekaj, poczekaj, nie tak szybko! Testament już napisałeś?
Stach: Nie.
Iza: Staszek! Nie umieraj!
Stach: To przestać prowadzić te badania z Ochockim. A tak w ogóle, to co się stało z moją blaszką, którą ci dałem?
Ochocki: Yyy…
Iza: Myszy zjadły!
Ochocki: Tak, właśnie. Myszy zjadły. Straszne myszy giganty, które powstały podczas naszych badań.
Stach: Ty, ja myślałem, że na to się „dzieci” mówi.
Ochocki: Myszy też ładnie. A poza tym, ja od zawsze wiedziałem, że mam jakieś mysie geny.
Iza: Racja. W końcu mamy gender…
Na scenę tanecznym krokiem wbiega Czołg. Już rozwiązana i bez betonu na nogach. Ma tylko lekko wybite dwa przednie zęby, ale nie wiać. Ubrana w zwiewną, krótką spódniczkę ( jeszcze krótszą niż te Łęckiej) i stanik (chociaż serio nie wiem po co).
Czołg: (śpiewa) Kocham gender! Kocham gender!
Ochocki: Trudno się dziwić, skoro tak wyglądasz…
Iza: Chyba już mówiłam, żeby ją stąd zabrać?!
Na scenę wchodzi dwóch mężczyzn, którzy ponownie wywlekają ją za włosy.
Stachu: Wracając do mojej blaszki…
Iza: Przecież powiedzieliśmy, że myszy zjadły.
Stach: Aha.
Ochocki: Ty, Iza, jemu serio jest tak łatwo wszystko wkręcić?
Iza: No tak, przecież mówiłam ci, że jest głupi. Sam zobacz. (Do Stacha) Stachu, kocham cię.
Stachu: Ja ciebie też, moja Izabelko.
Ochocki: Jaki głąb… Taka głupota powinna zabijać.
Stach: Ale cały  czas żyję!
Na scenę wjeżdża stos cegieł, na którym siedzi Czołg z koszykiem w ręku. Dziewczyna hopsa dookoła Stacha, daje mu palącą się laskę dynamitu i ucieka. Kurtyna opada.

Scena piąta
Wszystko wygląda jak po wybuchu bomby.
Ochocki: Szkoda mi tego Stacha. Dobry chłop z niego był, miły, uczynny…
Iza: …i miał takie przyzwoite 12 cm.
Czołg: Ale przecież nie mamy pewności, że umarł.
Iza: Morda dziwko!

Łęcka strzela z karabinu do Czołgu. Czołg pada ryjem na podłogę. Kurtyna opada. 

Inspiracja: B. Prus, "Lalka"

czwartek, 16 stycznia 2014

Tłajlajt

THE BEST OF BREAKING DOWN II – czyli najlepsze momenty w filmie

1. Powitanie nowonarodzonej Belli z Edwardem
PEGGY BROWN: Od razu zaznaczyła swoją wyższość nad nim. Szkoda, że nie złamała mu żeber.
BELLARIS: Nie ma to jak powitanie ukochanego przez pokiereszowanie mu kości. To takie romantyczne. Mogła mu jeszcze urwać głowę. Byłaby bardziej wiarygodna.

2. Wkurzona Bella leje Jacoba
BELLARIS: W sumie to ją rozumiem. Też bym nie była zadowolona, gdyby pies podrywał moją kilkumiesięczną córkę.
PEGGY BROWN: Mi się bardziej podobało to, że Edward miał z tego niezłe widowisko. W końcu ktoś spuścił lanie Jacobowi, a on mógł na to patrzeć. Bo i po co mu pomagać?
BELLARIS: Przecież Jacob tak malowniczo obijał się o te drzewa. To przedstawiało obraz poetycki zbitego psa.
PEGGY BROWN: Ale chyba słabe to było, bo nie wył z bólu…

3. Walka na rękę z Emmethem
PEGGY BROWN: Nie wiem, ale dla mnie to chała była.
BELLARIS: Ale powód mieli fajny. Najechał jej na ambicje… łóżkowe.
PEGGY BROWN: Aaa, jeśli spojrzymy na powód ich walki to faktycznie, było grubo. Po co zmierzyć kto zrobi większą demolkę w domu, skoro można siłować się na rękę?
BELLARIS: Ale burzenie domu przy okazji prokreacji to już sztuka…

4. Volturi dopadli biednego, samotnego wampira w ciemnym zaułku
BELLARIS: Alec potraktował go swoją pozbawiającą zmysłów mgłą. Czuły z niego chłopak…
PEGGY BROWN: Chyba nie mogę powiedzieć zbyt dużo na ten temat, bo zamknęłam oczy.
BELLARIS: No tak. Urywanie głowy komuś, kto nie ma krwi jest naprawdę straszne. Śmiech na sali.
PEGGY BROWN: Śmiech na sali to był z tych wszystkich dziewczyn dookoła. I daj mi spokój, po prostu przyznaj, że podoba Ci się Alec i nie mogłaś od niego oderwać oczu!
BELLARIS: Bo on jest fajny! Przystojny, potężny, ma fajny dar i pije ludzką krew. Prawdziwy wampir a nie jakiś Edward Pogromca Saren.
PEGGY BROWN: Fajny, przystojny i potężny? Gruby jest! Ale dobra, o tym później. Dawaj następny moment w filmie.

5. Striptiz i przemiana Jacoba na oczach ojca Belli
BELLARIS: Szczęśliwa?
PEGGY BROWN: Bardzo! Zwłaszcza jak zdjął koszulkę, mirr :D Chociaż nie ukrywam, mógłby być przy tym bardziej pewny siebie, bo miał minę jak…
BELLARIS: Zbity pies?
PEGGY BROWN: Nie, bardziej jak wystraszone dziecko, które coś przeskrobało.
BELLARIS: Już to sobie wyobrażam: „Mamo, mamo! Zmieniam się w ogromnego psa, ale nie krzycz na mnie!”

6. Śmiech Jacoba w aucie
PEGGY BROWN: Najlepszy moment w całym filmie!
BELLARIS: Nie pamiętam, z czego się śmiał, ale było fajnie. Bez szaleństw.
PEGGY BROWN: Ja też nie. Grunt, że to mnie rozbroiło.

7. Przybycie dwóch rosyjskich wampirów, którzy sprawowali władzę przed Volturi
PEGGY BROWN: Fajny mieli akcent.
BELLARIS: I oryginalne fryzury. Platynowy blond z zaczeską do tyłu. Mrr brałabym!
PEGGY BROWN: Taa chyba do kosmetyczki na zabiegi henną. Widziałaś jego rzęsy?
BELLARIS: Bielsze od śniegu. Chory na albinizm czy coś?

8. „Mogę mówić do Ciebie tato?” – Jacob do Edwarda
BELLARIS: Myślałam, że popuszczę ze śmiechu (byłam po dolewce coli, więc to nic dziwnego).
PEGGY BROWN: Typowy happy end. Dobrze, że nie było tak ckliwie jak w książce (podobno, bo nie czytałam).

9. Bitwa z Volturi
PEGGY BROWN: Żeby nie było, że zdradzamy całą fabułę filmu, to powiem tylko, że było całkiem spoko. Oprócz tego, że niezbyt realistycznie.
BELLARIS: Głowy latały, ręce latały, wszystko latało! Mój ulubiony fragment w filmie! Mogłam nawet przeżyć fakt, że zabili mojego ulubionego bohatera.
PEGGY BROWN: Wszystko latało? Wierzę Ci na słowo.
BELLARIS: No tak. Miałaś zamknięte oczy…
PEGGY BROWN: Te mniej drastyczne momenty widziałam. Ta scena to chyba punkt kulminacyjny tej części i w ogóle całej serii.
BELLARIS: A potem klapa.
PEGGY BROWN: Ciii, nie możemy powiedzieć wszystkiego.
BELLARIS: No to 10. punktu listy nie będzie!

środa, 15 stycznia 2014

Akt I

AKT I

Na scenę wchodzą dwie niezbyt rozgarnięte dziewczyny: jedna z nierozczesaną szopą na głowie, a druga po prostu brzydka. Wyglądają jak kupka nieszczęścia, ale nikt inny nie chciał przyjść, więc niech już zostaną... 

Peggy Brown: Panie i Panowie!

Sentis: Chamy i chamice!

Peggy Brown: Zapraszamy was na wspaniały, cudowny popis sztuki groteskowo-satyryczno-komiczno-deblinej pod tytułem...

Sentis: GÓWNIARSKA KIEŁBASA!

Rozległy się ciche brawa nieco zdziwionej publiczności. 

Peggy Brown: Tu nie boimy się przesady, błazenady, a nawet kiczu! Wszystko co złe i słabe u nas jest wspanialsze od dzieł Mickiewicza!

Sentis odchrząkuje.

Sentis: Litwo, ojczyzno moja! Ty jestes jak salceson!

Peggy Brown: Zamilcz waść! Wstydu oszczędź!

Sentis: Zawrzyj się, puchu marny!

Peggy Brown: No kurde, jaki salceson? Przecież to GÓWNIARSKA KIEŁBASA!

Publiczność nagradza tę wypowiedź gromkimi brawami. Nie wiadomo czy robią to, bo im się podobało, czy po prostu nie chcą się narażać Sentis (bo to zła kobieta była).

Sentis: A więc..

Peggy Brown: Nie zaczynamy zdania od „a więc”!

Sentis: Morda!

Peggy Brown: A nawet Puczymorda!

Ba dum tss.

Sentis: A więc skoro już wszystko wiemy – że będzie tu śmiesznie, kiczowato i zawsze ciekawie, możemy przejść do kolejnego aktu.

Peggy Brown: A tam… TOP TEN wydarzeń z ostatniej części „Zmierzchu”!

Peggy Brown i Sentis: ZAPRASZAMY!!!

Publiczność wstaje i bije brawo, ile sił. Mężczyźni rzucają kapeluszami, kobiety stanikami… A Sentis i Peggy Brown nie robią nic poza wręczaniem wszystkim żółtych kwiatów…


Inspiracja: "Szewcy" Stanisław Ignacy Witkiewicz