czwartek, 27 marca 2014

Akt VI



Scena pierwsza
Na scenę wchodzi Milczi Wilkiewicz. Otwiera usta, by wygłosić niepotrzebny monolog. Publiczność, nie wiedzieć czemu, wstaje ze swoich miejsc i zaczyna 15-minutową owację.
Milczi: He He… Dobrze, drodzy…
Tłum zaczyna znowu wiwatować.
Milczi: Ale proszę już o skupienie.
Widownia zaczyna szeptać między sobą.
Milczi: Ale ja naprawdę proszę już o uwagę.
Publiczność ewidentnie znudzona zaczyna coraz głośniejsze rozmowy.
Milczi: Widzę, że udane wystąpienie to jednak utopijna teza.
Po tych słowach bohater wychodzi. Wśród widowni słychać chichot. Gaśnie światło.

Scena druga
Na scenę wbiega Czołg. Ubrana jest w brzydką, zwiewną, pomarańczową bluzkę. Przez jej twarz przebiega dziwny grymas. Dobrą chwilę zabiera widowni dojście do wniosku, że to próba uśmiechu.
Czołg: Lalalala! Jestem dziś cała w skowronkach!
Zza kurtyny dobiega głos Bellaris
Bellaris: A powinnaś być cała w gównie!
Czołg: He he...
Widownia również się śmieje.
Czołg: A chcecie wiedzieć, dlaczego jestem taka szczęśliwa?
Widownia: NIE!!!
Czołg: To wam powiem! Otóż dzisiaj rano byłam u fryzjera... Że tak powiem debatowaliśmy na temat tego, jak zagęścić moje włosy.
Publiczność jest wyraźnie poirytowana słuchaniem tego wywodu.
Czołg: I w pewnym momencie, że tak powiem, zahaczyłam jednym z moich trzech włosów o gwóźdź.
Głos Peggy Brown zza kurtyny
Peggy Brown: A mogłaś zahaczyć o niego tętnicą...
Czołg: I ten włos rozdwoił się. I wtedy powiedziałam do mojego fryzjera: "Ja chyba wiem, jak to zrobić!"
Część widowni wychodzi
Czołg: Wzięłam tę rozdwojoną końcówkę i rozdzieliłam włos na dwoje. Teraz mam cztery!
Widownia zaczyna rzucać puszkami, oparciami, podłokietnikami…
Czołg: Ej!
Na scenie zjawia się nowa postać. Nikt jej nie zna, nikt jej nie kojarzy.
Ej: Po coś ty mnie tu ściągnęła u licha?!
Czołg: Ej, ja nie chciałam…
Ej: Wychodzę.
Ej znika za kurtyną. Czołg siada na scenie i zaczyna płakać.

Scena trzecia
Na scenę wchodzi Peggy Brown. Widzi płaczącą Czołg, ale ją olewa. Jej uwagę przykuwa coś na podłodze.
Peggy Brown: A to co…? Jakiś włos, fuu!
Czołg podnosi twarz
Czołg: Ej, to moje!
Głos Ej zza kurtyny
Ej: Przestań mnie w to wszystko mieszać!
Peggy Brown: Chyba na nic te twoje wizyty fryzjerskie. Ale zamiast odjęcia ci włosa, powinni odjąć ci mowę.
Widownia się śmieje. Na scenę wchodzi Bellaris.
Czołg: Teraz znowu mam tylko trzy włosy…
Bellaris: Technicznie to dwa i pół. Natury nie oszukasz.
Nagle twarz Czołgu zmienia się w dwa płaskie pośladki.
Czołg: O nie, upupili mnie!
Kreatura wybiega ze sceny.
Peggy Brown: Chyba na dziś już skończymy ten cyrk…
Bellaris: Za wybawienie, droga widownio, dziękować nie trzeba. Ale nasze portfele chętnie przytulą paru Kazimierzów Wielkich…
Ktoś z widowni nieśmiało podnosi rękę.
Bellaris: Udzielam ci głosu. Byle chyżo, bo muszę dziś o coś zapytać Beczkę.
Widz: A ja bym chciał podziękować Czołgowi…
Widownia zamiera z przerażenia
Peggy Brown: Milcz zdrajco!
Widz: Ale dzięki jej dzisiejszemu wystąpieniu moja sparaliżowana córka wstała z wózka i wyszła z sali!
Przez widownię przebiegają odgłosy zrozumienia.
Bellaris: A więc to jednak jest wiedźma! Czołg!!
Zjawia się to kalekie stworzenie.
Czołg: Co?
Bellaris: W dowód wdzięczności pozwolę ci wybrać sposób śmierci.
Czołg: Chciałabym…
Bellaris: Stop! I tak umrzesz dziewicą!
Peggy Brown: Kurtyna!

Inspiracja: trzyletnie badania zjawisk społecznych
KOPIRAJTS - MARTA ZWANA EJ

piątek, 14 marca 2014

Akt V


Scena pierwsza
Czołg siedzi na stercie resztek, cała zakryta jest starą, brudną szmatą (w końcu ciągnie swój do swego).
Czołg: Nie wiem, co mam robić ze swoim życiem, bo jest do rzyci! Nic mi się nie udaje. A ja pragnę tylko mieć faceta, który będzie mnie wielbić, jak królową brytyjską. Przecież nie oczekuje zbyt wiele. Muszę coś ze sobą zrobić.
Bellaris: Zastrzel się – tak będzie najlepiej.
Czołg wybiega z płaczem.
Peggy Brown: Wiem, kto mógłby jej w tym pomóc. Przedstawiam państwu Wertera!
Bellaris: Ej, ale Werter przecież nie trafił…
Peggy Brown: No tak. Ale jojczy tak samo jak ona. Pasują do siebie.
Bellaris: W sumie to masz rację. (A to odkrycie jakieś wielkie? – Peggy Brown) Może jak skumulują swój weltschmerz to w końcu będą w stanie się porządnie zabić. OBOJE!
Peggy Brown: A więc zaczynajmy! Udajemy się właśnie w odległe czasu romantyzmu. Wyobraźmy sobie wielkiego nieudacznika (nie, nie Czołg), który wyjeżdża na wakacje i poznaje fajną laskę.
Bellaris: I zamiast do niej zagadać, wypłakuje się w listach do przyjaciela. Żałosne, prawda?
Czołg: Wcale nie! Przecież to piękne! Kurtyna!

Scena druga
Na ławce siedzi Werter, Czołg i stara babcia.
Werter: Życie me nie ma sensu! Chyba napiszę o tym w liście do przyjaciela.
Czołg: Co? W liście?! Teraz jest telefon do przyjaciela.
Stara: Za moich czasów…
Werter: Tak wiem, bród, smród i ubóstwo. Ale zamilcz już.
Czołg: Ja też jestem smutna. Nikt mnie nie chce, końcówki mam rozdwojone, lakier z paznokci odpryskuje… Tragedia! Mój żywot jest taaaki trudny.
Werter: Kim ty w ogóle jesteś, długowłosy chłopczyku?
Czołg: Jestem kobietą!
Werter: Serio…
Czołg: Przecież mówię. Możesz popytać innych ludzi, bo wszyscy mnie tu znają i lubią. A nawet uwielbiają!
Bellaris: (zza kurtyny) Chyba śnisz!
Czołg: Sam widzisz. Nawet mówią, że jestem piękna jak ze snu!
Stara: Za moich czasów to spać nawet nie było jak. Tylko w polu robić.
Werter: Praca w polu – to jest myśl. Może wtedy przejdzie mi ten ból istnienia. Gdybym tak spotkał jakąś kobietę… Żadna mnie nie chce, a przecież ja dużo nie wymagam.
Czołg: Ja cię chcę!
Werter: Ale ja ciebie nie. Jesteś za chuda.

Scena trzecia
Werter siedzi na wzgórzu pochylony nad kartką papieru i z gęsim piórem w ręku. W dole widać pole uprawne i ludzi na nim pracujących.
Werter: Ach, jak ci ludzie mają dobrze. Wiodą takie lekkie życie. O nic się nie martwią, niczym nie przejmują. Nie to co ja, wiodący tak ciężki żywot.
Werter zauważa kobietę, która idzie w jego stronę.
Werter: Cóż to za piękna niewiasta? Czy w ogóle może istnieć ktoś taki? Ideał wcielony! Jasna stróżka światła w mym ciemnym świecie.
Dziewczyna siada obok Wertera.
Lotta: Na imię mi Lotta.
Werter: O pani ma, Lotto!
Lotta: Och! Już się we mnie zakochałeś! To cudownie, bo mam zamiar złamać ci serce.
Werter: Łam co tylko ci się spodoba!
Czołg wpada na scenę. Ubrana jest w przykrótkie ogrodniczki i meksykańską koszulę, a na rękach ma rękawiczki. Wszystkie trzy włosy miała rozwiane od wiatru, który został wytworzony z wentylatora, czyli narzędzia, które służy jej do kręcenia loków.
Czołg: Ja też chcę łamać!
Dziewczyna rzuca się na cienkie, chudziutkie drzewka i zaczyna je zawzięcie gryźć. Później skacze po biednej roślince, aż do jej pęknięcia. W międzyczasie Lotta ucieka, a Werter chowa się w krzakach.
Werter: (szepcze) Świat schodzi na psy, a raczej na Czołgi! Chyba czas z tym skończyć.
Mężczyzna zbiega ze sceny. Kurtyna opada.

Scena czwarta
Na scenie jest Lotta. Siedzi na stołku i zawzięcie dzierga sweter. Nagle pojawia się Werter. Czai się, rozgląda i powoli zmierza do środka sceny.
Werter: (szepcze) Muszę uważać, żeby się nie natknąć na Czołg.
Mężczyzna zauważa Lottę.
Werter: Och, ta piękna istota też tu jest. I jeszcze dziergać umie! Musze wykorzystać sytuację.
Kobieta spostrzega Wertera.
Lotta: Podejdź, tu, kochany. Przytul się do mych pełnych piersi.
Werter: Ach, ma pani. Będę cię wielbił do końca mych dni. Będę ci przynosił prezenty, nosił na rękach, nawet psa wyprowadzę. Tylko mnie kochaj!
Lotta: Ależ kocham. Musimy razem spędzić więcej czasu. Może miesiąc albo dwa – lepiej się nie rozdrabniać.
TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Werter: Lotto, ma kochana Lotto. Jesteśmy już tak długo razem. Powinniśmy się pobrać!
Lotta: Oszalałeś? Przecież ja mam narzeczonego!
Werter: Ale byłaś ze mną! Rozmawialiśmy, chodziliśmy na spacery, prałem ci majtki. Myślałem, że jesteś już moja.
Lotta: Nie myśl więc za dużo, bo źle na tym wychodzisz.
Werter: Ma ukochana! Nie odchodź!
Lotta: Muszę. Przyjechał mój narzeczony, więc muszę iść go przywitać, ugotować obiad… Bo koniec końców teraz kocham jego. Sorry, taką mamy Lottę!
Kobieta schodzi ze sceny.
Werter: O ja biedny, nieszczęśliwy! Co mam począć?
Z sufitu spada Czołg, cała oblepiona kurzem i pajęczynami.
Czołg: Począć możesz ze mną dziecko! A później pobierzemy się, zamieszkamy w domku w górach albo w tatrzańskich lasach.
Werter: Po moim trupie!
Mężczyzna sięga ręką pod marynarkę, wyciąga rewolwer, przykłada lufę do skroni i pociąga za spust. Kula przebija czaszkę, ale nie przechodzi przez mózg. Werter jest śmiertelnie ranny, jednak nie umiera od razu, ku uciesze Czołgu.
Czołg: Mogłabym teraz go zgwałcić, ale przecież to może być jakiś zboczeniec, więc wolę nie ryzykować. Jeszcze on zgwałci mnie albo, że tak powiem, wykorzysta i co wtedy zrobię?
Czołg schodzi ze sceny, a Werter po dwóch godzinach umiera przez wykrwawienie.


Koniec i bomba,
A kto czytał, ten ma weltschmerz!


Inspiracja: J.W. Goethe, „Cierpienia młodego Wertera” (i cierpienia nasze również)